sobota, 20 sierpnia 2016

Od Clay'a

Obudziłem się wcześnie rano. Na niebie nie było jeszcze widać słońca. Wstałem z łóżka i przeciągnąłem się. Zabrałem ze stolika pistolet i wyszedłem z mieszkania. Gdy przeszedłem przez bramę Obozu, mój mózg się odprężył, a ja mogłem wreszcie w spokoju myśleć.
Nie miałem wyznaczonego celu mojej wędrówki. Szedłem przed siebie patrząc, jak świat budzi się do życia. Pączki kwiatów zaczęły się rozwijać, a przede wszystkim zrobiło się jaśniej. No tak, wstaje słońce.
Wszedłem na najbliższy pagórek i stamtąd oglądałem eksplozję kolorów na niebie. Myślałem o tym, co teraz może dziać się na Arce. Czy starcza im jedzenia i tlenu? Czy moja mama ma się dobrze?
Moje rozmyślania przerwały szmery dochodzące z tyłu. Znajdowały się tam krzaki i drzewa, między którymi mógł chować się intruz. Ostrożnie podszedłem do potencjalnego zagrożenia, trzymając moją dłoń przy broni, która spoczywała za paskiem do spodni. W drugiej ręce trzymałem nóż – tak na wszelki wypadek. Odchyliłem lekko gałęzie, żeby zobaczyć, co się za nimi znajduje. Zdziwiłem się, gdy nie dostrzegłem tam niczego szczególnego – zaledwie kilka grzybów.
Znowu usłyszałem szmery. Gdy się odwróciłem, omal nie zemdlałem. Przede mną stał człowiek ubrany w kombinezon, z butlą na plecak. Człowiek z Gór. Człowiek z Mount Weather.




Somebody?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Violett