Na dworze powoli zaczynało świtać, a więc była to odpowiednia chwila aby wstać. Szczerze mówiąc średni mi się chciało, ale moje ciało wręcz domagało się ruchu. Leniwe zwlekłam się z łóżka i zaczęłam ubierać. Włożyłam na siebie luźną, białą bluzkę, krótkie jeansowe spodenki i czarne trekkingowe buty. Włosy spięłam w kucyk, aby nie walały mi się po twarzy w czasie przebieżki. Pociągnęłam dwa łyki wody z bukłaka, który trzymałam przy łóżku i wyszłam na zewnątrz. Poranek był wyjątkowo chłodny. Powietrze było rześkie i bardzo przyjemnie mi się oddychało. Ogarnęłam wzrokiem cały obóz, ale wszyscy chyba jeszcze spali, bo nie było widać żywej duszy. Przynajmniej nikt nie będzie zadawał zbędnych pytań. Ruszyłam w kierunku bramy, a gdy już ją przekroczyłam próbowałam wybrać kierunek, w którym się udam. Zdecydowałam się na trasę, którą wybierałam wcześniej, nie miałam dziś zbytnio ochoty na eksperymenty. Zaczęłam od wolnego truchtu, aby rozgrzać mięśnie. Mogłam wtedy jeszcze skontrolować, czy aby nikt lub nic nie czai się w zaroślach, gdyż miałam jeszcze w miarę podzielną uwagę. Po około jednym kilometrze przyspieszyłam i stopniowo dochodziłam do swojego optymalnego tempa. Wtedy mój umysł zamykał się na dobre, byłam w transie. Mój oddech stawał się coraz szybszy i czułam krople potu spływające po moim czole. Drzewa dawały przyjemny cień, choć słońce niedawno wzeszło i nie było jeszcze tak ostre. Czułam, że będzie dziś ciepły dzień, bo po chłodnym wietrze nie było ani śladu, a zaczynało się robić dosyć duszno. Po pół godzinie tak intensywnego biegu moje płuca zaczęły mnie palić, więc stwierdziłam, że to dobry czas na chwilę odpoczynku. Zwolniłam więc trochę, aby uspokoić cały organizm i znów stałam się bardziej otwarta na świat. Zauważyłam niewielki wodospad ze strumykiem, więc postanowiłam napić się nieco wody i opłukać twarz oraz kark. Po takim orzeźwieniu wytarłam się w koszulkę i ruszyłam dalej. To właśnie wtedy usłyszałam dziwny ryk, a z pobliskiego drzewa poleciały wystraszone ptaki. Serce zaczęło bić mi szybciej nich dotychczas i ruszyłam w długą z powrotem do obozu. A zapowiadało się tak spokojnie- pomyślałam, po czym znowu usłyszałam ten dziwny dźwięk. Obróciłam się, aby ocenić skąd dobiega i czy aby przypadkiem nie tuż zza moich pleców i wtedy poczułam nagłe uderzenie. Momentalnie znalazłam się na ziemi i chwilę mi zajęło, aby zrozumieć co się właściwie stało. Ułatwił mi to jęk jakiegoś osobnika, w którego prawdopodobnie wbiegłam w amoku. Szybko podniosłam się otrzepując piasek i liście, które przylepiły się do mokrej koszulki, po czym nieco błagalnym tonem powiedziałam:
- O cholera! Nie zauważyłam cię, przepraszam bardzo
Wyciągnęłam w kierunku powalonej osoby rękę, aby łatwiej było jej wstać
- Pomogę ci, wybacz mi to- dodałam bardzo zakłopotana i posłałam niepewny uśmiech.
<Ktoś chętny? :D>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz