-To twój nowy dom - zdaje się mówić jeden, a ten drugi tylko przytakuje…
Co mam powiedzieć? Co odpowiedzieć? Czy mi wypada? Chyba nic nie jest na miejscu… Wychodzę i dokoła mnie rozlega się już tylko przestrzeń a w oddali osada jak z epoki neolitu… Pustka, potworna pustka…
-I co dalej? - zadaje pytanie nie będąc świadoma
-Już nic.
Nic, czyli tak jak myślałam. Będę sama…nikt nie ochroni, nie, nikt nie da wskazówki…sama…sama... będę sama. Stoję, a nogi drętwieją, oczy nie widzą jak dawniej, słuch też niema tak łatwo jak kiedyś. Tysiące dźwięków, obcych, nieznanych. Czy tak już będzie zawsze? Stoję dalej i nic... Mam zamiar zacząć lamentować w głębi duszy, gdy jeden z nich po chwili pcha mnie do przodu, zaciska swoje dłonie na moich nadgarstkach z tyłu, a metalowe obręcze wbijają mi się w ciało.
Z początku nic się nie dzieje, metal obciera ciało, potem pieczenie, w końcu krew. Ciekła substancja spływająca po dłoniach nie przykuła ich uwagi nawet na chwilę, idziemy do przodu. Czuje jak otula mnie ból, ale nie ten wydobywający się z drobnej ryski na mym ciele... To chyba coś bardziej poważnego, czegoś co znajduje się w środku mnie, a istnienia nigdy nie potwierdzono... duszy…Wydaje mi się że po szczepiono ją na kawałki a resztki oddano komuś innemu, zresztą nieważne...
Zaczynam rozglądać się dokładniej ale nic nowego nie zauważam. W końcu ostatecznie skupiam wzrok na osadzie, nic się tam nie dzieje. Kilka nastolatków wyszło przed domy i patrzą... i patrzą w moją stronę...
<Fajnie by było gdyby ktoś dokończył>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz