Rozeszliśmy się w ciszy, ale dalej mnie gryzł fakt, że musiałam mu oddać naszyjnik, niemniej jednak prowadziło to do kolejnego spotkania. Nie miałam jakoś określonego miejsca, w którym spałam, więc po prostu wdrapałam się na drzewo obok strumyka i usadowiłam się wygodnie, no wygodnie to rzecz względna, ale jednak zawsze coś. Nie sypiam dużo, jednakże tym razem przymknęło mi się oko, nie mam pojęcia jak długo spałam, ale z tego błogiego stanu wyrwał mnie głośny trzask, nie wiem co się stało, niemniej jednak podskoczyłam i spadłam z drzewa, w desperackiej próbie zatrzymania się przed upadkiem wbiłam trzymany w dłoni scyzoryk w pień drzewa, ale złamał się i jedyne w czym mi pomógł to w ranie która swoją drogą zatrzymała mnie przed uderzeniem w ziemię, aczkolwiek przebiła na wylot mi dłoń. Przeklinając głośno chwyciłam zdrową ręką grubą gałąź nade mną i podciągnęłam się do góry, wyrywając tym samym dłoń z ostrza, które utkwiło w pniu. Prawdę mówiąc krew leciała tak szybko, że pode mną zaczęła tworzyć się mała kałuża. Zsunęłam się jakoś na ziemię i właściwie jedyne miejsce gdzie mogłam się udać to warsztat Phila, nie mając zbytnio wyboru to tam się skierowałam, nieudolnie tamując krew wpadłam do prowizorycznego budynku i przykucnęłam przy śpiącym chłopaku, dotknęłam drżącą ręką jego twarzy chcąc go obudzić, przez dłuższą chwilę nie reagował, czułam się coraz gorzej, ale nie wydaje mi się żebym mogła wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk...
Phil? (no wiesz, pomożesz "damie" w potrzebie?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz