Od całej tej sytuacji chciało mi się śmiać. Nie wiedziałem w co ona gra, ale nie miałem zamiaru tak łatwo odpuszczać. Ukucnęła. Podszedłem do niej, a ona właściwie jakby tylko na to czekała.
- Zgodzę się na to pod jednym warunkiem - zacząłem, a ona wstała i odwróciła się do mnie.
- Tylko jednym? - zapytała ironicznie
- Chyba, że będziesz się źle czuła z tym, że zabrałaś mi scyzoryk i traktujesz go jak swoją własność. Wtedy coś wymyślę - odparłem.
- No dobra, nie udawaj, że ta afera ze względu na jeden scyzoryk jest aż taka potrzebna - powiedziała.
- Oczywiście, że nie jest, ale ja również czegoś chcę. Czegoś, żeby nie tylko mi zależało na naszym następnym spotkaniu. Chcę, czegoś od Ciebie. Coś, co mi będzie o Tobie przypominało - oświadczyłem. Wyglądała na dość zaskoczoną, ale i wesołą.
- Masz tyle dziewczyn, że potrzebujesz "czegoś" by je zapamiętać? - zadrwiła
- Nazywasz siebie "moją" dziewczyną? Miło, naprawdę, ale...
- Dobra, dobra, nie pochlebiaj sobie - przerwała. Staliśmy chwilę w ciszy. Miałem nadzieję, że to ona ją przerwie. Słychać było tylko cichy szum strumyka. Patrzyliśmy to na siebie, to na wodę, to na drzewa, ale nikt nic nie mówił, w końcu ona przemówiła...
- Niech Ci będzie, dostaniesz coś - westchnęła i spojrzała na mnie. Wyprostowałem się, uśmiechnąłem i czekałem, na to moje "coś"...
< Hayden? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz