sobota, 13 sierpnia 2016

Od Jace'a cd Rozalii


Sen zakończył się tak nagle, jak się rozpoczął, pozostawiając mnie dyszącego i zlanego potem na prostej pryczy, którą obrałem sobie za łóżko. Leżałem chwilę, pozwalając, aby krople potu spłynęły z mojego czoła, gdzieś we włosy.
W całym namiocie było niemiłosiernie gorąco, a przez materiał czułem ostre promienie słońca. Uśmiechnąłem się delikatnie. Słońce to jedna z tych rzeczy, do których długo nie będę mógł się przyzwyczaić. Owszem. Widziałem je z zabrudzonych okien Arkadii, ale co innego widzieć słońce, a co innego czuć jego promienie na skórze, widzieć jak działa na wszystkie rośliny i zwierzęta żyjące wokół.
Zaśmiałem się krótko. Może, jeśli dożyję starości przyjdzie mi zostać żyjącym w zgodzie z naturą dziadkiem, który wstaje o 4 rano, aby podlać zwiędłe kwiatki. Przeciągnąłem się i niechętnie wyszedłem z namiotu, prosto w promienie porannego słońca.
***
Kroczyłem powoli wśród gęstych zarośli. Słońce było już wysoko, a niewinne poranne promyczki przemieniły się w istny żar, którego nawet wszechobecne drzewa nie mogły powstrzymać.
Teoretycznie tropiciele na zwiadzie powinni poruszać się dwójkami, jednak ja pod pretekstem wykonywania swoich obowiązków, mogłem w każdej chwili wyjść z obozu setki. W rezultacie zamiast przydzielonych mi dwóch patroli dziennie, robiłem cztery. Powód był niezwykle prozaiczny. Po prostu nie przemawiało do mnie siedzenie w obozie i pomaganie np. przy stawianiu namiotów, dla dobra ogółu. Wolałem udawać, że robię coś pożytecznego, będąc poza bramami. Nasze ograniczenie na arkach trwało zbyt długo, abym teraz z uśmiechem na twarzy słuchał rozporządzeń Clarke, która dla naszego dobra zatrzymuje nas na określonym pasie ziemi, jak stado bydła. Oczywiście doskonale rozumiem sposób myślenia dziewczyny. Ba. W pełni go popieram. Łatwiej zapewnić nam bezpieczeństwo, kiedy siedzimy za bramami obozu.
Ja po prostu wyjątkowo nie lubię być bezpieczny. Poza tym, będąc człowiekiem małej wiary nie wierzę, że wzniesiona na prędce brama byłaby w stanie powstrzymać prawdziwe niebezpieczeństwo.
Jeśli chodzi o niebezpieczeństwo... Ostatnio w pobliżu terenów zauważyliśmy kilku ziemian. Niby nic wyjątkowego, ale setka powinna mieć się na baczności. Nigdy nie wiadomo co...
Moje typowo zawodowe rozmyślania przerwał niecodzienny widok niebieskowłosej dziewczyny, maszerującej dość chwiejnym krokiem po niewysokim murku. Najwyraźniej nie tylko ja nie respektowałem rozporządzeń Clarke... Miałem jednak cichą nadzieję, że setka bardziej przejmie się nadchodzącymi ziemianami.
- Hej - zawołałem niebieskowłosą z zamiarem opieprzenia jej za pałętanie się poza bramą. Taki był mój obowiązek... Chyba.... Dziewczyna jednak albo mnie zignorowała, albo po prostu nie usłyszała. Z cichym westchnieniem ruszyłem w jej stronę, z rozbawieniem patrząc, jak ta, niczym wściekła kura kroczy po murku.
Z chwili na chwilę zauważałem coraz więcej szczegółów. Wyglądało na to, że dziewczyna ubrana była jedynie w stanik i krótkie spodnie. Nie żeby zrobiło to na mnie większe wrażenie... "Atrybuty" dziewczyny były raczej znikome. Zaśmiałem się cicho do własnych, typowo męskich myśli, po czym podszedłem pod sam murek.
Dziewczyna miała zamknięte włosy, co wyjaśniało jej dziwny, chwiejny chód. Kojarzyłem jej włosy. Możliwe, że widziałem ją kilka razy w obozie, ale za nic nie mogłem sobie przypomnieć jaką pełni funkcję i czy jest jakoś upoważniona do wychodzenia poza bramy obozu. Dokładnie w momencie, kiedy otworzyłem usta, aby o to zapytać, dziewczyna zahaczyła ręką o jedną z gałęzi niewysokiego drzewka, straciła równowagę i spadła prosto na mnie.
Łokieć dziewczyny wbił mi się w brzuch, przy czym cicho jęknąłem zaskoczony i razem z niebieskowłosą przewróciłem się na trawę.
- Hej! - warknąłem, wyplątując się z włosów dziewczyny i wstając. - Chodzenie z otwartymi oczami jest dużo prostsze...Powinnaś spróbować. Może ograniczysz upadki z wysokości. - powiedziałem, pobieżnie otrzepując się z liści.

~Roza?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by Violett