Krążyłam po obozie, cały czas poszukiwałam dobrego scyzoryka, może nawet być nóż do tapet. W oddali zauważyłam coś w typie warsztatu? W każdym razie budynku. Podeszłam tak i rozejrzałam się, znalazłam parę przydatnych drobiazgów i schowałam do kieszeni. W tym całym bałaganie dojrzałam scyzoryk, idealny... Sięgnęłam po niego, ale zatrzymał mnie głos.
- Czy my się znamy? - spytał, a ja wyprostowałam się powoli, byłam spokojna, więc mogłam udawać, że nic się nie stało.
- Nie, chyba... - odparłam wymijająco, odwróciłam się i ujrzałam przed sobą rosłego chłopaka o mocno zarysowanej szczęce i intensywnie niebieskich oczach. Spojrzałam mu twardo w oczy i czekałam na jego kolejny ruch.
- Mógłbym wiedzieć... - zaczął, ale przerwałam mu szybko.
- Ja już pójdę. - wyminęłam go, aczkolwiek zanim zdążyłam wyjść z jego terytorium chwycił mnie za nadgarstek, trochę mocniej niż było trzeba, ale przygryzłam policzek i odwróciłam się w jego stronę.
- Na pewno nie teraz. - odparł stanowczo, a potem rozluźnił uścisk i powiedział. - Jestem Phil.
- Ja... - nie zdążyłam wymyślić jakiegoś kłamstwa, bo perfidnie wszedł mi w słowo.
- "Usiłowałam ukraść coś z Twojego warsztatu, przepraszam bardzo". - zmarszczyłam brwi i warknęłam.
- Słuchaj, nie zesłali nas tutaj, żebyśmy zawierali przyjaźnie, więc nie obchodzi mnie co o mnie myślisz. W przeciwieństwie do Ciebie, staram się przeżyć i robić to, co do mnie należy, to, co również lubię i do czego zostałam stworzona. Wcale nie muszę się przed Tobą tłumaczyć, więc albo dasz mi dojść do słowa, albo przyrzekam, że więcej mnie nie spotkasz w tak dobrych okolicznościach. - moja mina mówiła sama za siebie,że jestem poirytowana, a on przyglądał mi się jak debil, mam coś na twarzy? Długo się nie odzywał, ale cisza nie trwała tak długo jakbym chciała, w końcu otworzył te swoje "kuszące" usteczka.
- Dobrze, a zatem zacznijmy od początku... Jestem Phil, miło mi. - uśmiechnął się ironicznie wyraźnie zadowolony z siebie. Przymrużyłam oczy i odburknęłam.
- Hayden. - moje usta ściągnęły się w dziubek niezadowolenia. Wyrwałam rękę z jego uścisku i założyłam na piersiach.
- Więc, Hayden. - powiedział, kładąc odpowiedni nacisk na moje imię, a potem kontynuował. - Skoro już się znamy, powiedz mi co tu robisz?
- Hmm,Phil.- tym razem to ja przejmę kontrolę. - A co Ci do tego? - odpowiedziałam.
- Może to, że grzebiesz w moich rzeczach. - uhu stracił nad sobą kontrolę, podoba mi się to.
- Śmiem twierdzić, że z nieba spadliśmy wszyscy razem, no może niektórzy po drodze zginęli, ale jednak razem, a to oznacza,że nic tu nie jest twoje. - chciałam poklepać go torsie, ale chwycił w locie mój nadgarstek, znów "odrobinę" za mocno, aż syknęłam i posłałam mu swoje najgorsze spojrzenie, a on uparcie parzył mi w oczy. Nie wymiękł, a ja nie odwróciłam wzroku. - Puść. - warknęłam, gdy ból stawał się uporczywy, ale nie rozluźniał uścisku, więc wbiłam paznokcie w wewnętrzną stronę jego nadgarstka, a on poczuł ukłucie bólu i puścił moją rękę. Spojrzał na mnie wkurzony, a ja warknęłam.
- Chciałam tylko pożyczyć scyzoryk.- odwróciłam się na pięcie i odeszłam, skierowałam się nad rzekę i gdy tam dotarłam usiadłam przy brzegu i wpatrywałam się w wodę. Tym razem nurt był spokojny, uspokajało mnie to.