The 100
niedziela, 6 listopada 2016
środa, 2 listopada 2016
Nie mam pomysłu na tytuł... Blog umarł i jest to moja wina, ale piszę to, bo widzę, że jest szansa żeby to naprawić. Ta strona ma potencjał, bo w miesiąc, podkreślam miesiąc zdobyła 5 613 i to było w sierpniu. Wiem, że takie czcze gadanie nic nie da, więc przechodzę do działania.
Katfrin Salvadore (Katfrin.)
Jace Befray (queeninblack)
Bellamy Blake (Lechita1908)
Cosette Viligne (Cafe Latte)
Rozalia Moore (Pandemonium.)
Philip Michaelson (Twist1809)
Artem Letto Maxine Woodland (LovePinto)
Dilruba White (niki277)
Clayton Townley (raesvx)
Jenna Beamer (stephanie81)
Ashley Argon (AnotherPrincess)
Gabriel Van Alen (Lechita1908)
Skylare Vee Artelier (Cappuccino)
Osoby wymienione powyżej dostaną wiadomość prywatną, która ma potwierdzić członkostwo, a przede wszystkim zmobilizować do działania, więc do 20.11. macie czas na napisanie opowiadań, ja też, każda z moich postaci, więc wszyscy jesteśmy na równi.
Co mogę jeszcze powiedzieć, to to, że zasady ulegną zmianie, chodzimy do szkoły, mamy swoje problemy blog to nie wszystko więc czas i ilość opowiadań zostanie nagięta. Dostosujemy to pod każdego.
Pozdrawiam, Lol1908
sobota, 3 września 2016
Od Rozy cd. Jace'a
Spotkali?
O czym on wygaduje? W tej chwili byłam pewna, że on jest jednym z
nich. Miałam ochotę rzucić mu się do gardła za to wszystko, ale
jedynie zacisnęłam zęby. Dalej mówił, a ja starałam się na
niego nie skoczyć. Nerwy mi puściły, gdy wytłumaczył mi jak się
spotkaliśmy. Dopiero teraz sobie to przypomniałam.
Oni grali w piłkę, a boisko było tak małe, że ja miałam po nią tylko latać i im podawać. Nic więcej. Stałam przy drzewie, gdy nasza opiekunka wydłubywała sobie coś z palca. W dłoni wtedy trzymałam swoją lalkę, której nigdy nie opuściłam. Aż nagle się zagapiłam. W ogrodzie znalazłam orchidee, czarny kwiat. Był naprawdę piękny. Tak mnie zahipnotyzował, że nim się obudziłam, dostałam w twarz. Czerwona dłoń odcisnęła się na mojej twarzy, ale nie mogłam płakać. Ruda baba tego nienawidziła i za karę zawsze gdzieś zamykała. Chociaż w tej chwili uważam, że to by było lepsze, niż bieganie za nimi. Gdy wrócił jakiś chłopak, który trzymał w dłoni piłkę, podszedł do mnie i zabrał moją Rebeke. Tak się nazywała zielona kosmitka. Miał mi jej więcej nie oddać, miał ją spalić, aż nagle pojawił się jakiś chłopak. Zdawało mi się, że był nieco starszy, oraz że nie był z tego statku. On nie mógł być stąd, nigdy go nie widziałam. Po za tym on mi pomógł, oddał lalkę i się pożegnał. To tyle. Z tego co pamiętam, to był jedyny dzień, w którym się... zakochałam? Nie mam pojęcia czy to było to uczucie. Nigdy nie wiedziałam jak się je odczuwa. Ale przez pierwszy tydzień miałam nadzieje że wróci, nie mogłam przestać o nim myśleć. Tym bardziej, że przez ten czas mnie zostawili w spokoju. Ale im dłużej nie wracał, tym bardziej się na mnie wyżywali. Dopiero gdy Jace przypomniał mi tą historię, przypomniałam sobie o szmacianej lalce. Już dawno temu zapomniałam o tym wspomnieniu, chciałam o nim zapomnieć jak o wszystkim innym.
Sięgnęłam ręką pod spodenki, po czym wyjęłam z nich szmacianą lalkę. Była ona już tylko materiałem, wełnę już dawno z niej wyprułam. Także i ten dzień sobie przypomniałam, gdy nie potrafiłam nad sobą zapanować. Wyobraziłam sobie twarz lalki, jako ich. Wtedy wydłubałam jej oczy i zastąpiłam guzikami, wyprułam z niej całą wełnę, zaszyłam usta, obcięłam nogę... Tak. Gdy się ocknęłam z transu torturowania, które mi się podobało, lalka była już zniszczona. Teraz to był tylko zielony materiał w kształcie lalki, bez nadzienia, z czarnymi guzikowymi oczkami, zaszytymi ustami czerwoną nicią tak, jakby się uśmiechała, bez jednej nogi, jak i tylko trzema nitkami wełny na głowie jako jej włosy. Od tamtej pory bardzo się zmieniła.
- Pamiętam cię - powiedziałam jak przez żeby, patrząc na tą szmacianą rzecz. Gdy się na nią patrzyłam, miałam ochotę jej oberwać głowę. Za co? Nie wiem. Ona była chyba tylko po to, abym miała się na kim wyżywać. Już nie była moją lalką, ciągle ją dusiłam, wyrywałam jej coś ze złości jaka mnie ogarniała. I tyle.
Patrzyłam an nią zdenerwowanym wzrokiem, ściskałam jej rączkę, a jednak nie krzyczała. Nie mogła krzyczeć, bo jest tylko głupia lalka. Marszczyłam brwi gdy na nią patrzyłam.
- O tym małym chłopcu myślałam każdego dnia mając nadzieje, że wróci. Gdy się pojawił, przez parę dni miałam spokój. A z każdym dniem jak się nie pojawiał... - rzuciłam lalkę w błoto i nie dokończyłam zdania. Spojrzałam na chłopaka. Nie miałam pojęcia, czy byłam na niego zła, wściekła, czy wdzięczna. Sama nie wiem... mogłabym być wdzięczna, że dał mi ten tydzień wolności. Ale mogłabym być także na niego wściekła, że nie wrócił, a oni wrócili do starych zwyczajów. A może powinnam być na niego wku*wiona, że stoi tu przede mną i mówi o wszystkim jakby nigdy nic?
Patrzyłam na niego jeszcze przez chwilę zaciskając pięści i zęby. Potem odwróciłam wzrok na szmatę, która nazywała się Rebeka i miała być lalką. A on tylko przypominała ta gównianą posturę, gdy to znikała w błocie. W tej chwili miałam wszystkiego dosyć. Odwróciłam się na pięcie. Chciałam odejść i już nigdy w życiu go nie spotkać.
Jace?
Oni grali w piłkę, a boisko było tak małe, że ja miałam po nią tylko latać i im podawać. Nic więcej. Stałam przy drzewie, gdy nasza opiekunka wydłubywała sobie coś z palca. W dłoni wtedy trzymałam swoją lalkę, której nigdy nie opuściłam. Aż nagle się zagapiłam. W ogrodzie znalazłam orchidee, czarny kwiat. Był naprawdę piękny. Tak mnie zahipnotyzował, że nim się obudziłam, dostałam w twarz. Czerwona dłoń odcisnęła się na mojej twarzy, ale nie mogłam płakać. Ruda baba tego nienawidziła i za karę zawsze gdzieś zamykała. Chociaż w tej chwili uważam, że to by było lepsze, niż bieganie za nimi. Gdy wrócił jakiś chłopak, który trzymał w dłoni piłkę, podszedł do mnie i zabrał moją Rebeke. Tak się nazywała zielona kosmitka. Miał mi jej więcej nie oddać, miał ją spalić, aż nagle pojawił się jakiś chłopak. Zdawało mi się, że był nieco starszy, oraz że nie był z tego statku. On nie mógł być stąd, nigdy go nie widziałam. Po za tym on mi pomógł, oddał lalkę i się pożegnał. To tyle. Z tego co pamiętam, to był jedyny dzień, w którym się... zakochałam? Nie mam pojęcia czy to było to uczucie. Nigdy nie wiedziałam jak się je odczuwa. Ale przez pierwszy tydzień miałam nadzieje że wróci, nie mogłam przestać o nim myśleć. Tym bardziej, że przez ten czas mnie zostawili w spokoju. Ale im dłużej nie wracał, tym bardziej się na mnie wyżywali. Dopiero gdy Jace przypomniał mi tą historię, przypomniałam sobie o szmacianej lalce. Już dawno temu zapomniałam o tym wspomnieniu, chciałam o nim zapomnieć jak o wszystkim innym.
Sięgnęłam ręką pod spodenki, po czym wyjęłam z nich szmacianą lalkę. Była ona już tylko materiałem, wełnę już dawno z niej wyprułam. Także i ten dzień sobie przypomniałam, gdy nie potrafiłam nad sobą zapanować. Wyobraziłam sobie twarz lalki, jako ich. Wtedy wydłubałam jej oczy i zastąpiłam guzikami, wyprułam z niej całą wełnę, zaszyłam usta, obcięłam nogę... Tak. Gdy się ocknęłam z transu torturowania, które mi się podobało, lalka była już zniszczona. Teraz to był tylko zielony materiał w kształcie lalki, bez nadzienia, z czarnymi guzikowymi oczkami, zaszytymi ustami czerwoną nicią tak, jakby się uśmiechała, bez jednej nogi, jak i tylko trzema nitkami wełny na głowie jako jej włosy. Od tamtej pory bardzo się zmieniła.
- Pamiętam cię - powiedziałam jak przez żeby, patrząc na tą szmacianą rzecz. Gdy się na nią patrzyłam, miałam ochotę jej oberwać głowę. Za co? Nie wiem. Ona była chyba tylko po to, abym miała się na kim wyżywać. Już nie była moją lalką, ciągle ją dusiłam, wyrywałam jej coś ze złości jaka mnie ogarniała. I tyle.
Patrzyłam an nią zdenerwowanym wzrokiem, ściskałam jej rączkę, a jednak nie krzyczała. Nie mogła krzyczeć, bo jest tylko głupia lalka. Marszczyłam brwi gdy na nią patrzyłam.
- O tym małym chłopcu myślałam każdego dnia mając nadzieje, że wróci. Gdy się pojawił, przez parę dni miałam spokój. A z każdym dniem jak się nie pojawiał... - rzuciłam lalkę w błoto i nie dokończyłam zdania. Spojrzałam na chłopaka. Nie miałam pojęcia, czy byłam na niego zła, wściekła, czy wdzięczna. Sama nie wiem... mogłabym być wdzięczna, że dał mi ten tydzień wolności. Ale mogłabym być także na niego wściekła, że nie wrócił, a oni wrócili do starych zwyczajów. A może powinnam być na niego wku*wiona, że stoi tu przede mną i mówi o wszystkim jakby nigdy nic?
Patrzyłam na niego jeszcze przez chwilę zaciskając pięści i zęby. Potem odwróciłam wzrok na szmatę, która nazywała się Rebeka i miała być lalką. A on tylko przypominała ta gównianą posturę, gdy to znikała w błocie. W tej chwili miałam wszystkiego dosyć. Odwróciłam się na pięcie. Chciałam odejść i już nigdy w życiu go nie spotkać.
Jace?
poniedziałek, 29 sierpnia 2016
Od Jace'a cd. RozaliI
Patrzyłem na odchodzącą Rozalię, starając się ignorować rozlewające się w moim sercu poczucie winy.
Mój umysł próbował pocieszać mnie racjonalnymi faktami...
Byłem tylko dzieckiem. Nie mogłem od tak wrócić...
Ale moje serce nadal uparcie trzymało się swojego zdania.
...A może i mogłem.... Prawdą jest, że nie dążyłem do tego... Nie chciałem denerwować ojca, który i tak był rozczarowany faktem, że zniknąłem mu z oczu na obcym i w gruncie rzeczy niebezpiecznym statku.
Jeszcze chwilę temu byłem pewien, że tamta Roza umarła... A teraz. Dosłownie przed sekundą widziałem ją naprzeciwko siebie. Widziałem ją, kiedy próbowała określić w zdaniu wszystkie targające nią emocje. I widziałem ją kiedy się poddała. Kiedy zrozumiała, że określać je znaczy ograniczyć, a przecież jej uczucia były zbyt silne, aby je zamknąć w słowach. I widziałem jak, lalka, która była milczącym świadkiem wszystkiego, co ta dziewczyna przeżyła przez te wszystkie lata, ląduje w błocie. Bo to wszystko przestało się liczyć.
Mój wzrok skierował się na tonącą lalkę.
Zamknąłem oczy, słysząc jak Rozalia wściekłym krokiem się oddala.
-Przepraszam - powiedziałem cicho. "Przepraszam" to tak banalne słowo... "Przepraszam" nie zmieni niczego. Nic nie da. Nie jest żadną rekompensatą. A jednak moje "przepraszam" było czymś więcej niż banalnym słowem. Wlałem w nie wszystkie, targające mną emocje...Cały żal i złość na samego siebie...
Moje "przepraszam" nie znaczyło nic.
Są chwile w których słowa nic nie znaczą. Żadne słowa. Nawet te pochodzące prosto z serca, mające największą wagę i najwięcej emocji. Nic nie znaczą... Bo to tylko słowa.
Nie wiem czy Rozalia mnie usłyszała. Może się zatrzymała. Może nawet coś odpowiedziała... Może nawet stała obok mnie.
A może po prostu ruszyła przed siebie, ignorując wszystko za sobą... Wliczając w to moja osobę.
Nie wiem, ponieważ w tamtej chwili świat zniknął. Zniknęła ziemia, niebo, dźwięki i nawet słońce, którym nie potrafiłem się nacieszyć. Tak naprawdę wszystko to nadal istniało. Nie było już tylko mnie, bo nagle to wszystko, tak jak słowa przestało mieć znaczenie.
Ukucnąłem. Wyciągnąłem tonącą lalkę z błota, schowałem do kieszeni spodni i powolnym krokiem ruszyłem w stronę obozu.
~Roza?
sobota, 27 sierpnia 2016
Od Rozy cd. Jace'a
Spotkali?
O czym on wygaduje? W tej chwili byłam pewna, że on jest jednym z
nich. Miałam ochotę rzucić mu się do gardła za to wszystko, ale
jedynie zacisnęłam zęby. Dalej mówił, a ja starałam się na
niego nie skoczyć. Nerwy mi puściły, gdy wytłumaczył mi jak się
spotkaliśmy. Dopiero teraz sobie to przypomniałam.
Oni
grali w piłkę, a boisko było tak małe, że ja miałam po nią
tylko latać i im podawać. Nic więcej. Stałam przy drzewie, gdy
nasza opiekunka wydłubywała sobie coś z palca. W dłoni wtedy
trzymałam swoją lalkę, której nigdy nie opuściłam. Aż nagle
się zagapiłam. W ogrodzie znalazłam orchidee, czarny kwiat. Był
naprawdę piękny. Tak mnie zahipnotyzował, że nim się obudziłam,
dostałam w twarz. Czerwona dłoń odcisnęła się na mojej twarzy,
ale nie mogłam płakać. Ruda baba tego nienawidziła i za karę
zawsze
gdzieś zamykała. Chociaż w tej chwili uważam, że to by było
lepsze , niż bieganie za nimi. Gdy wrócił jakiś chłopak, który
trzymał w dłoni piłkę, podszedł do mnie i zabrał moją Rebeke.
Tak się nazywała zielona kosmitka. Miał mi jej więcej nie oddać,
miał ją spalić, aż nagle pojawił się jakiś chłopak. Zdawało
mi się, że był nieco starszy, oraz że nie był z tego statku. On
nie mógł być stąd, nigdy go nie widziałam. Po za tym on mi
pomógł, oddał lalkę i się pożegnał. To tyle. Z tego co
pamiętam,
to był jedyny dzień, w którym się... zakochałam? Nie mam pojęcia
czy to było to uczucie. Nigdy nie wiedziałam jak się je odczuwa.
Ale przez pierwszy tydzień miałam nadzieje że wróci, nie mogłam
przestać o nim myśleć. Tym bardziej, że przez ten czas mnie
zostawili w spokoju. Ale im dłużej nie wracał, tym bardziej się
na mnie wyżywali. Dopiero gdy Jace przypomniał mi tą historię,
przypomniałam sobie o szmacianej lalce. Już dawno temu zapomniałam
o tym wspomnieniu, chciałam o nim
zapomnieć
jak o wszystkim innym.
Sięgnęłam
ręką pod spodenki, po czym wyjęłam z nich szmacianą lalkę. Była
ona już tylko materiałem, wełnę już dawno z niej wyprułam.
Także i ten dzień sobie przypomniałam, gdy nie potrafiłam nad
sobą zapanować. Wyobraziłam sobie twarz lalki, jako ich. Wtedy
wydłubałam jej oczy i zastąpiłam guzikami, wyprułam z niej całą
wełnę, zaszyłam usta, obcięłam nogę... Tak. Gdy się ocknęłam
z transu torturowania, które mi się podobało, lalka była już
zniszczona. Teraz to był tylko zielony materiał w
kształcie
lalki, bez nadzienia, z czarnymi guzikowymi oczkami, zaszytymi ustami
czerwoną nicią tak, jakby się uśmiechała, bez jednej nogi, jak i
tylko trzema nitkami wełny na głowie jako jej włosy. Od tamtej
pory bardzo się zmieniła.
-
Pamiętam cię - powiedziałam jak przez żeby, patrząc na tą
szmacianą rzecz. Gdy się na nią patrzyłam, miałam ochotę jej
oberwać głowę. Za co? Nie wiem. Ona była chyba tylko po to, abym
miała się na kim wyżywać. Już nie była moją lalką, ciągle ją
dusiłam, wyrywałam jej coś ze złości jaka mnie ogarniała. I
tyle.
Patrzyłam
an nią zdenerwowanym wzrokiem, ściskałam jej rączkę, a jednak
nie krzyczała. Nie mogła krzyczeć, bo jest tylko głupia lalka.
Marszczyłam brwi gdy na nią patrzyłam.
-
O tym małym chłopcu myślałam każdego dnia mając nadzieje, że
wróci. Gdy się pojawił, przez parę dni miałam spokój. A z
każdym dniem jak się nie pojawiał... - rzuciłam lalkę w błoto i
nie dokończyłam zdania. Spojrzałam na chłopaka. Nie miałam
pojęcia, czy byłam na niego zła, wściekła, czy wdzięczna. Sama
nie wiem... mogłabym być wdzięczna, że dał mi ten tydzień
wolności. Ale mogłabym być także na niego wściekła, że nie
wrócił, a oni wrócili do starych zwyczajów. A może powinnam być
na niego
wku*wiona,
że stoi tu przede mną i mówi o wszystkim jakby nigdy nic?
Patrzyłam
na niego jeszcze przez chwilę zaciskając pięści i zęby. Potem
odwróciłam wzrok na szmatę, która nazywała się Rebeka i miała
być lalką. A on tylko przypominała ta gównianą posturę, gdy to
znikała w błocie. W tej chwili miałam wszystkiego dosyć.
Odwróciłam się na pięcie. Chciałam odejść i już nigdy w życiu
go nie spotkać.
Jace?
Informacja!
Nie ma mnie do końca wakacji, wszystkie opowiadania proszę o wysyłanie na ten adres: iamasongxo@gmail.com
Miłych wakacji pozdrawiam, Lol1908
Miłych wakacji pozdrawiam, Lol1908
Od Jace'a cd. Rozalia
Miałem zamiar odejść i zostawić tą wściekłą dziewczynę w spokoju. Zrobiłem swoje. Wie o Ziemianach... Reszta niewiele mnie obchodzi. Zawróciłem i powolnym, spacerowym krokiem skierowałem się inną drogą w stronę obozu.
Znając życie zapewne dane mi będzie jeszcze powrócić do tej rozmowy. Może jutro? Albo za tydzień? Zabawne, jak nieraz kilka wypowiedzianych zdań może zaprzątnąć czyjeś myśli na długie godzi...
- Skąd możesz wiedzieć, jakie mogę mieć wspomnienia?
"Albo i krócej" - stwierdziłem w myślach, słysząc zadane przez dziewczynę pytanie.
Odwróciłem się, nie próbując nawet ukryć triumfalnego uśmiechu igrającego gdzieś na mojej twarzy.
-Myślałem, że chcesz wrócić do obozu. -powiedziałem cicho, bardziej do siebie niż do Rozalii. Nie byłem nawet pewien czy dziewczyna usłyszała moje słowa. Nie zareagowała na nie. A może zareagowała? Moje myśli zdążyły pobiec w innym kierunku.
Czy powinienem jej powiedzieć prawdę? Czy nie lepiej po prostu uznać, że zgadywałem? Rozalia była dla mnie niczym czarna plama. Nie miałem pojęcia czy mi uwierzy, ani jak zareaguje na nakreśloną przeze mnie historię... A szczerze mówiąc coraz bardziej denerwowały mnie rzucane przez nią komentarze... Z resztą... Gdyby jednak rewolwer wystrzelił, a ja padłbym martwy to Rozalia raczej miałaby małe szanse na poznanie odpowiedzi... Chyba, że potrafi komunikować się ze zwłokami.
Wzruszyłem ramionami, a uśmiech zniknął z mojej twarzy wraz z kolejnym napływem bardziej poważnych myśli.
Przecież z drugiej strony dziewczyna zasłużyła na odpowiedź. Ma pełne prawo znać wszystkie fragmenty swojego życia, nawet jeśli teraz ich nie pamięta. Czy jeśli nie powiem jej całej prawdy naprawdę będę w jakimkolwiek stopniu różnił się od Ricka i reszty tego kółeczka wzajemnej adoracji?
Moje myśli pędziły jak szalone, gryząc się ze sobą, ścierając i wirując.
"Nie powinienem nic wiedzieć o tej dziewczynie." Ciche, pozornie mało istotne stwierdzenie prześlizgnęła się po całym moim umyśle, pozostawiając po sobie ciszę.
Może po raz pierwszy od bardzo długiego czasu warto powiedzieć prawdę? Wprawdzie całkiem prawdopodobne jest przypuszczenie, że Rozalia w nocy poderżnie mi gardło, troszcząc się o to, aby nikt nie poznał jej przeszłości... Ale z dwojga złego... I tak miałem dzisiaj zginąć. Mogę zginąć jutro w nocy. Śmierć raczej nie ucieknie.
Rozalia odwróciła się i z założonymi rękami i zaciśniętą szczęką czekała na moją odpowiedź. No tak...Moje milczenie prawdopodobnie należy do jednej z najbardziej irytujących rzeczy na tej planecie. Zaraz po włosach, które zapewne wszystkim przeszkadzają, bo dziwnym trafem ich temat pojawia się w każdej rozmowie.
"Panie i panowie dziś po raz pierwszy w historii Jace Befray zamierza powiedzieć tylko prawdę. Witamy na Ziemi."
Cicho westchnąłem, podchodząc do Rozalii. Przeboleję kolejną porcję jej docinek.
- Można powiedzieć, że już się poznaliśmy - powiedziałem, rozpoczynając tym samym moją krótką opowieść.
~Roza? (brak weny, wybacz)
Znając życie zapewne dane mi będzie jeszcze powrócić do tej rozmowy. Może jutro? Albo za tydzień? Zabawne, jak nieraz kilka wypowiedzianych zdań może zaprzątnąć czyjeś myśli na długie godzi...
- Skąd możesz wiedzieć, jakie mogę mieć wspomnienia?
"Albo i krócej" - stwierdziłem w myślach, słysząc zadane przez dziewczynę pytanie.
Odwróciłem się, nie próbując nawet ukryć triumfalnego uśmiechu igrającego gdzieś na mojej twarzy.
-Myślałem, że chcesz wrócić do obozu. -powiedziałem cicho, bardziej do siebie niż do Rozalii. Nie byłem nawet pewien czy dziewczyna usłyszała moje słowa. Nie zareagowała na nie. A może zareagowała? Moje myśli zdążyły pobiec w innym kierunku.
Czy powinienem jej powiedzieć prawdę? Czy nie lepiej po prostu uznać, że zgadywałem? Rozalia była dla mnie niczym czarna plama. Nie miałem pojęcia czy mi uwierzy, ani jak zareaguje na nakreśloną przeze mnie historię... A szczerze mówiąc coraz bardziej denerwowały mnie rzucane przez nią komentarze... Z resztą... Gdyby jednak rewolwer wystrzelił, a ja padłbym martwy to Rozalia raczej miałaby małe szanse na poznanie odpowiedzi... Chyba, że potrafi komunikować się ze zwłokami.
Wzruszyłem ramionami, a uśmiech zniknął z mojej twarzy wraz z kolejnym napływem bardziej poważnych myśli.
Przecież z drugiej strony dziewczyna zasłużyła na odpowiedź. Ma pełne prawo znać wszystkie fragmenty swojego życia, nawet jeśli teraz ich nie pamięta. Czy jeśli nie powiem jej całej prawdy naprawdę będę w jakimkolwiek stopniu różnił się od Ricka i reszty tego kółeczka wzajemnej adoracji?
Moje myśli pędziły jak szalone, gryząc się ze sobą, ścierając i wirując.
"Nie powinienem nic wiedzieć o tej dziewczynie." Ciche, pozornie mało istotne stwierdzenie prześlizgnęła się po całym moim umyśle, pozostawiając po sobie ciszę.
Może po raz pierwszy od bardzo długiego czasu warto powiedzieć prawdę? Wprawdzie całkiem prawdopodobne jest przypuszczenie, że Rozalia w nocy poderżnie mi gardło, troszcząc się o to, aby nikt nie poznał jej przeszłości... Ale z dwojga złego... I tak miałem dzisiaj zginąć. Mogę zginąć jutro w nocy. Śmierć raczej nie ucieknie.
Rozalia odwróciła się i z założonymi rękami i zaciśniętą szczęką czekała na moją odpowiedź. No tak...Moje milczenie prawdopodobnie należy do jednej z najbardziej irytujących rzeczy na tej planecie. Zaraz po włosach, które zapewne wszystkim przeszkadzają, bo dziwnym trafem ich temat pojawia się w każdej rozmowie.
"Panie i panowie dziś po raz pierwszy w historii Jace Befray zamierza powiedzieć tylko prawdę. Witamy na Ziemi."
Cicho westchnąłem, podchodząc do Rozalii. Przeboleję kolejną porcję jej docinek.
- Można powiedzieć, że już się poznaliśmy - powiedziałem, rozpoczynając tym samym moją krótką opowieść.
~Roza? (brak weny, wybacz)
Subskrybuj:
Posty (Atom)