Dookoła nas znajdowało się około dziesięciu ludzi z Mount Weather, a ja miałem przy sobie jedynie nóż i pistolet z dziesięcioma kulami. Co dziwniejsze, wiedziałem, że Jenna nie jest ani tropicielem, ani łowcą. Osoby, które pełnią właśnie taką funkcję w obozie mają specyficzne nawyki, kiedy są w terenie. Przede wszystkim, zawsze zabierają ze sobą broń palną, a nie zapowiadało się na to. Łowcy zazwyczaj mają ze sobą karabin, a tropiciele przynajmniej małe pistolety.
Przyłapałem się na zbyt długim patrzeniu w jeden punkt. Podniosłem wzrok, żeby ocenić sytuację, w jakiej się znajdujemy. Nie powiem, że było ciężko, ale jakoś damy radę, prawda?
Szepcząc i gestykulując przekazałem Jennie jak się stąd wydostaniemy. Kiwnęła głową w geście zrozumienia. Zaczęliśmy działać.
Przeszliśmy kilkanaście metrów wzdłuż krzaków, do najbliższego wzniesienia. Następnie schowaliśmy się za nim i oddaliliśmy się jeszcze trochę od wrogów na tyle, żebyśmy nie byli w zasięgu ich wzroku. Skierowaliśmy się w stronę obozu, do którego dotarliśmy po kilkunastu minutach. Całą drogę przebyliśmy w ciszy.
- A tak w ogóle, jestem Clayton – powiedziałem na odchodne, po czym uśmiechnąłem się do niej i odszedłem w stronę mojego mieszkania.
Jenna?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz