Zgodziłam się. Trochę towarzystwa to nie od razu oznacza śmierć dla mej osamotnionej z wyboru duszy.
- Na jakim mieszkałaś statku? W arce?- Zaczął.
- Ja...Feniks. Nie lubię o tym mówić.
- Czemu? To aż takie złe? Powinnaś się cieszyć...byłaś bogata.
- Nie ja.- Zaprzeczyłam od razu- moi rodzice.
Spuściłam głowę na myśl, że miałabym się z nimi spotkać. Nie chciałam ich widzieć, a co bardziej słyszeć.
- A ty?- Spytałam. On uśmiechnął się.- Co cię tak bawi?
- Nareszcie gadasz normalnie.
- a wcześniej tak nie było?- Uniosłam brew i spojrzałam na niego.
- Arkadia- Odparł.
- Fajnie miałeś.
- nie tak jak myślisz...-westchnął, wbijając wzrok w swoje buty.- To są twoje naturalne oczy?- zmienił temat. Nie chciał rozmawiać o swojej przeszłości. Widząc jak posmutniał, nawet mi się go szkoda zrobiło.
- Tak...Mam heterochromię... czy jakoś tak. Nie przejmowałam się tym. Do czasu...z resztą nie ważne.
- ładne są.
Resztę drogi szliśmy w ciszy. Ale była ona przyjemna...przynajmniej dla mnie. Przyzwyczaiłam się do tego, a chłopak też nie wydawał się być spięty.
- To tutaj.- Zatrzymałam się przed wejściem do chatki.
-Więc..do zobaczenia, Max.
Zamyśliłam się chwilę, po czym krzyknęłam.
- Może wejdziesz?
~Ty głupia, ludzka istoto, co ty żeś odwaliła ~
Od razu w myślach dałam sobie mocnego kopa w twarz. Jednak w głębi duszy, miałam nadzieję iż się zgodzi.
Clayton?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz