Z samej ucieczki niewiele pamiętam. Wszystko działo się dosyć szybko, a w moich żyłach buzowała adrenalina. Zauważyłam, że nieznajomy ma broń, więc poczułam się nieco pewniej mimo, iż nie chciałam wchodzić w otwartą walkę z grupą tych ludzi. Nie mielibyśmy szans. Chłopak przejął inicjatywę i bezpiecznie wyprowadził nas z pola rażenia. Przyznam, spisał się nieźle. Widać, że dobrze znał las, bo szedł pewnie pół kroku przede mną. Dla bezpieczeństwa obracałam się co kilka minut aby sprawdzić, czy aby ktoś za nami nie idzie. Byłam zbyt przejęta żeby wdawać się w rozmowę. Chyba jeszcze nie do końca ochłonęłam, a na poszukiwanie przygód za szybko się już nie wybiorę. Wciąż miałam nogi jak z waty, ale starałam się tego nie okazywać.
Odetchnęłam dopiero, gdy doszliśmy do bram obozu. To dziwne, ale to miejsce mnie uspokaja. Dwóch strażników rzuciło na nas okiem, po czym pozwolili nam wejść. W głowie miałam milion pytań, a moje rozważania przerwał mi mój kompan zakłócając panującą od kilkunastu minut ciszę:
- A tak w ogóle, jestem Clayton
Dobrze wiedzieć. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie wiedziałam jak się nazywa. Gdy zobaczyłam, że zaczynał zmierzać w całkowicie innym kierunku niż ja, rzuciłam w jego stronę nieco z pretensją w głosie:
- Nie ma za co
Clay tylko odwrócił się na chwilę i uśmiechnął, po czym poszedł dalej, co nieco mnie zdenerwowało. Raczej się nie dogadamy. Jednak moja ciekawość zwycięża nad godnością. Byłam zdeterminowana, żeby dostać się do Mount Weather, a każda informacja była przydatna. A ten chłopak mógł mi co nieco powiedzieć.
- Poczekaj!- powiedziałam troszkę głośniej i podbiegłam do oddalającego się rozmówcy
- Ty wiesz coś o tych ludziach? Skąd się w ogóle tam wzięli i co tam robiłeś? Siedziałeś na tym drzewie dłuższą chwilę, może coś zauważyłeś.- zaczęłam zasypywać go ogniem pytać, a on wyglądał na nieco zdezorientowanego. Miałam jednak nadzieję, że mi pomoże
Clayton?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz