Dopiero wtedy zrozumiałem jak bardzo ten naszyjnik jest ważny dla Hayden. Przyglądałem się jej. Zastanawiałem się co mam jej odpowiedzieć, co mam zrobić. Potrzebowałem chwili na przemyślenie sytuacji. Wziąłem naszyjnik jeszcze raz do ręki i oboje się na niego spojrzeliśmy.
- Moja mama też nie żyje - przyznałem. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Myślałem nad tym, czy okazać jej wyrazy współczucia, zrozumienia i oddać jej naszyjnik, czy jednak zatrzymać go przy sobie, ją, przy sobie. Dziewczyna ześlizgnęła się ze stołu.
- Chyba będę musiała iść - powiedziała patrząc się mi nadal w oczy. Zapadła cisza, lecz ona nadal stała w miejscu. W końcu przesunęła się do tyłu nie odwracając wzroku.
- Hayden... - spuściłem z niej wzrok. Otworzyła usta, lecz dopiero po chwili powiedziała
- Tak? - nieco zachwianym głosem. Ściągnąłem z siebie naszyjnik. Potrzymałem go jeszcze w ręce. Ona nadal patrzyła się na mnie, na moje oczy. Po chwili podniosłem głowę i spojrzałem się na nią. Podszedłem do niej powoli i założyłem jej naszyjnik na szyję.
- Wydaje mi się, że nie powinnaś mi go oddawać. Jest dla Ciebie zbyt ważny... Przepraszam - powiedziałem. Ostatnie słowo właściwie wyszeptałem. Zrobiłem krok do tyłu. Z mojego oka pociekła jedna, mała łza. Przypomniała mi się moja mama. Moja kochana, waleczna matka, która miała za miękkie serce dla tego świata, dla mnie... Wcześniej tego nie dostrzegałem. Chciałbym teraz się do niej przytulić, jak nieświadomy pięciolatek i jak głupi dwunastolatek opowiedzieć jej o moich problemach. Wysłuchać jej porad dotyczących dziewczyn, jej przestróg dotyczących niebezpiecznych kolegów... Spojrzałem w górę. "Tak mi tego brak" - pomyślałem. A Hayden nadal się na mnie patrzyła. Wydawało mi się, że ona również jest bliska uronienia łzy...
< Hayden? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz